Kiedy zbliżaliśmy się do Tamizy, ulice były coraz częściej zatarasowane, a przeszkody coraz trudniejsze do przebycia. Z największym wysiłkiem utorowaliśmy sobie drogę przez London Bridge. Dojazdy do mostu od strony Middlesexu były od początku do końca zablokowane zamarłym ruchem ulicznym, co uniemożliwiało jakiekolwiek posuwanie się w tym kierunku. W pobliżu mostu, przy nabrzeżu, palił się jasnym płomieniem statek, a w powietrzu pełno było unoszącej się sadzy i drażniącego zapachu spalenizny. Gdzieś niedaleko nad Parlamentem zawisła gęsta chmura dymu, jednak z miejsca, gdzie się znajdowaliśmy, nie można było rozpoznać, co się pali.