To tu Wschód spotyka Zachód. Światowa mekka outsiderów, wyrzutków, ludzi szukających schronienia przed prawem i kapitalizmem. Komunistyczne państwo okadzone marihuaną, w którym dobry biznes można zrobić na szkole kitesurfingu albo na domu publicznym. Andrzej Meller, znany reporter, podróżnik, pokazuje nam Wietnam nieznany. Kraj, w którym na powojennych zgliszczach wyrosło mozaikowe, pełne paradoksów społeczeństwo. To tu Wschód spotyka Zachód, socjalistyczna władza brata się z wielkimi koncernami, a amerykański narkoman oddaje swoje serce wietnamskiej prostytutce. "Na ulicy czuć dym kadzideł, bo sprzedawcy otwierają piszczące żaluzje sklepów i modlą się pod nimi trzymając zapalone kadzidła, które potem wbijają w owoce na ołtarzu. Pachnie także grillowanym mięsem, kawą i marihuaną. Kakofonia klaksonów, hamulce autobusów, pijane okrzyki i bity żywej muzyki dudnią i skrzeczą na zmianę. (.) Na przeciw nas grzmiąca muzyką knajpa z wielką głową byka. To otwarty 24/7 Klub Crazy Buffalo. (.) Mimo że ledwie minęła piąta rano, ulice są pełne ludzi. Można powiedzieć, że Sajgon nigdy nie śpi w przeciwieństwie do Hanoi".
UWAGI:
Bibliografia strony 391-[393].
DOSTĘPNOŚĆ:
Dostępny jest 1 egzemplarz. Pozycję można wypożyczyć na 30 dni
Po całym dniu w słońcu postanowiłem kupić butelkę wody. Za godzinę mułłowie z meczetów mieli oznajmić koniec postu. Sprzedawca poprosił, abym nie otwierał wody w sklepie. Otworzyłem ją zatem na ulicy. Dzieci zaczęły krzyczeć: "Dlaczego pijesz?!". Parę osób niby przypadkiem szturchnęło mnie. W końcu podszedł policjant, aby przypomnieć, że jest ramadan.
Wally zawiózł mnie pod dom, na którego dachu do dziś dzień stoi wbity kuter rybacki - na jego pokładzie uratowało się 59 osób. Mieszkańcy zostawili go w tym miejscu, żeby o tym nie zapomnieć. W centrum Banda odnaleźliśmy też wielki statek. który silna fala przeniosła kilometr od portu. Wszedłem po metalowych schodach na pokład, z którego jak na dłoni mogłem zobaczyć miasto powstające z gruzów.
W czasie rutynowego przesłuchania przez pakistańskiego pana ze specsłużb przedstawiłem się jako fotograf. Ben jako student, a John jako pussy cat massagist. "I beg you pardon?", spytał porażony wopista. John z kamienną twarzą tłumaczył, że zawodowo przynosi ulgę zbolałym zwierzątkom. Szweda wpuszczono, a od nas otrzymał pseudonim podróżniczy pussy massagist, który nie przypadł mu jednak do gustu, ponieważ okazał się śmiertelnie poważnym masażystą kociąt.
DOSTĘPNOŚĆ:
Dostępny jest 1 egzemplarz. Pozycję można wypożyczyć na 30 dni